poniedziałek, 18 października 2021

Poczytaj mi babciu...

Podróże do gwiazd 

                      Ukochanej wnuczce Gabrysi i innym dzieciom świata z przesłaniem                                 "Per aspera ad astra" (przez trudy do gwiazd)

W bardzo dalekiej, dalekiej przyszłości postęp technologiczny na Ziemi sprawił, że podróże kosmiczne stały się możliwe. Tymczasem na Ziemi warunki do życia znacznie się pogorszyły. Ludzie coraz częściej patrzyli w gwiazdy szukając tam rozwiązania swoich problemów. Lądowanie na księżycu i Marsie nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Najnowsze badania naukowe potwierdziły istnienie planety Karo, posiadającej atmosferę podobną do ziemskiej. Planeta ta krąży po orbicie gwiazdy Syriusz, odpowiednika ziemskiego słońca. Ze względu na to, że Syriusz jest dwa razy większy od ziemskiego słońca to Karo obiega swoją gwiazdę w znacznej odległości, co sprawia, że rok trwa tutaj dziewięćset dziesięć dni. Grupa naukowców pod wodzą kapitana Priana miała szerokie plany. Postanowili skolonizować odkrytą planetę. Według dokładnych analiz astronomicznych, potwierdzonych dodatkowo lotami bezzałogowymi, podobieństwo do Ziemi było tak uderzające, że chętnych do podróży było wielu. W rocznym przygotowaniu wyprawy brały udział starannie wytypowane osoby, niektóre z rodzinami. Wśród nich najbardziej podekscytowane były dzieci – szczególnie rodzeństwo Leo i Mia, nie mogło doczekać się wylotu.

Aż nadszedł dzień startu:

- Tato czy na pewno wszystko mamy spakowane pytały swojego tatę, kapitana Priana.

- Możecie być spokojni wasz mama dopięła wszystko na ostatni guzik.

Pełne napięcia oczekiwanie na rozpoczęcie podróży wypełniła radosna nadzieja na przeżycie przygody życia. Towarzyszyła ona wszystkim uczestnikom wyprawy podczas całorocznej podróży statkiem kosmicznym. Załodze czas upływał pod znakiem wytężonej pracy związanej z obsługą urządzeń pokładowych, ich konserwacją i wnikliwą obserwacją wszelkich zjawisk zachodzących w otoczeniu. Sztuczna grawitacja wytworzona na statku wykluczyła stan nieważkości, dzięki czemu można było poruszać się jak po powierzchni ziemi. Dla dzieci w module mieszkaniowym przygotowano dość spore pomieszczenie gdzie spędzały większość czasu. Dostęp do świeżych warzyw zapewniała cieplarnia. Chętne do pomocy dzieci bywały tam często, ucząc się przy okazji zasad pielęgnacji roślin. Gdy zbliżył czas końca podróży, kapitan wydał rozkaz:

- Przygotować się do lądowania.

- Zapiąć pasy, dodał.

Włączyły się lądowniki.

- Wylądowaliśmy na planecie Karo, przemówił dowódca, jesteśmy tutaj pionierami, od nas zależy powodzenie naszej misji.

Pięćdziesięcioosobowa załoga, w tym pięcioro dzieci, postawiła pierwszy krok na nowej planecie. Wstępne badania prowadzone jeszcze z Ziemi potwierdziły się. Podobnie jak Ziemia, Karo okazała się skalista i posiadająca atmosferę. Miejsce lądowania szczegółowo wybrane przez kapitana rokowało pomyślność przedsięwzięcia.

Dzieci pierwszego oficera, Gabrysia, Franio i Janek na przemian pytały tatę, czy skafandry nie będą nam potrzebne?

- Jesteśmy bezpieczni, możemy oddychać bez aparatów tlenowych odparł zastępca kapitana.

- Jak się cieszę, zawołała Gabrysia, będziemy mogli swobodnie biegać, biegać......

- Cicho, zganił ją starszy brat Janek, na to też przyjdzie czas.

Każdy uczestnik wyprawy ma wyznaczone zadania zgodne z swoim wykształceniem i umiejętnościami. Będą teraz wykorzystane, tak by stworzyć jak najlepsze warunki do życia, z myślą również o następnych pokoleniach ziemian przybywających na planetę.

W plan działania włączone były też dzieci. W kolejnych dniach Leo i Mia towarzyszyły rodzicom i dwóm członkom ekipy, hydrologowi i geologowi, w patrolowaniu najbliższej okolicy. Z czasem wyprawy obejmowały coraz większy teren. Krajobraz był zbliżony do ziemskiego, ale nie całkiem. Dominowały rozlegle ceglasto-czerwone, górzyste przestrzenie, u podnóża których rozciągał się teren zbliżony wyglądem do półpustynnego. Niebo odbite blaskiem Syriusza emanowało kolorem pomarańczowym. Temperatura powietrza wahała się pomiędzy 23, a 28 stopni, więc była optymalna do życia.

Celem poszukiwań była woda, badanie gruntu i ewentualnych innych śladów życia.

- Mamo, tato – spójrzcie, tam w oddali, w cieniu góry coś się poruszyło wykrzyknęła poruszona Mia. Kapitan Prian skierował łazik w kierunku wskazanym przez dziewczynkę. Po chwili im oczom ukazał się niecodzienny widok. Na skalnej półce odpoczywały stworzenia wyglądem przypominające jakby wielkie ptaki. Grzbiet oraz skrzydła pokrywały pióra, połyskujące srebrem, a przód pokrywała gładka skóra w kolorze zbliżonym do brązowego. Przypominały raczej baśniowe smoki.

- To są ptakozaury, ptakozaury, widziałem takie w swojej książce o praptakach odezwał się Leo.


- Całkiem dobra nazwa dla tych istot powiedział jego tata, kapitan Prian.

Jeden z ptakozaurów wstał i zbliżył się do łazika. Okazało się, że posiada, oprócz kończyn górnych, również dolne, na których sprawnie się porusza. Na przyjezdnych spoczął czujny wzrok pozostałych osobników.

- Zwą mnie Pi, reprezentuję swój gatunek na tej planecie, odparł. Jego usta, przypominające kształtem ludzkie, nie poruszyły się. Mimo to wszyscy usłyszeli jego głos, rozbrzmiewał w ich głowach. Oczy w kolorze soczystej zieleni skierował w stronę Kapitana.

- Porozumiewamy się za pomocą fal, przesyłamy nasze słowa za pomocą myśli.

- Skąd jesteście i w jakim celu przybyliście?, usłyszeli ponownie.

Kapitan Prian poczuł się wezwany do odpowiedzi i w dość szczegółowy sposób przedstawił cel pobytu na planecie Karo. Wspomniał między innymi o ociepleniu klimatu na Ziemi, planety z której przybywa, oddalonej od Syriusza o 8,6 lat świetlnych. Konsekwencją ocieplenia, stały się olbrzymie powodzie, które doprowadziły do znacznego zmniejszenia zasobów lądowych na ziemi, kontynuował. Szukamy nowej Ziemi, na nowej planecie i mamy jak najbardziej pokojowe zamiary, dokończył.

- Ja mam na imię Leo, mam dziewięć lat, a to moja młodsza siostra Mia, odważnie odezwał się syn Kapitana. Mia zaskoczona wydarzeniami wolała się nie odzywać, chociaż to, co się działo bardzo ją ciekawiło. Odnotowała w swoich myślach fakt, że na pewno tu jeszcze wrócą i będzie mogła bliżej poznać Pi i pozostałych, co pozwoli jej bardziej oswoić się z sytuacją. Jej mama Izabela, psycholog z wykształcenia, była mistrzyni olimpijska na dziesięć kilometrów, dobrze to odczytała, czując jak jej córka mocno się do niej przytula.

Dotarcie do miejsca w którym ekipa spotkała ptakozaury zajęło sporo dnia i nadszedł czas by powrócić do bazy. Następne spotkanie zostało umówione za kilka dni.

Tymczasem w bazie trwały gorączkowe prace pozostałej ekipy. Z gotowych elementów kontynuowano budowę pomieszczeń do zamieszkania, długich korytarzy nakrytych specjalnym materiałem pod zasiew, składanie pojazdów i innych urządzeń do badań, lokum na laboratorium, na zapasy spożywcze, higieniczne, przemysłowe. Słowem wszystko, co potrzebne jest do przeżycia na nowej planecie. Prace nadzorował inżynier Maciej, a zaangażowane w to i odpowiednio zaprogramowane roboty pomagały przy najcięższych pracach rozładunkowych i montażowych.


Wieści szybko się rozchodzą. W tym samym nie omal czasie pozostałe ptakozaury, zamieszkałe na innym terenie, drogą telepatyczną czyli poprzez przekazanie myśli na odległość, dowiedziały się o przybyszach z Ziemi. Nim dotarła do nich druga ekipa zwiadowcza, w skład której wszedł pierwszy oficer wraz ze swoimi dziećmi i trzema innymi członkami załogi, były już zorientowane w sytuacji. Gabrysia, która zawsze celowała w spostrzegawczości i bacznie obserwowała wyrazy twarzy, była bardzo wrażliwa na czyjś smutek czy radość, odezwała się pierwsza.

- Tato, spójrz, mnie się wydaje, że te istoty mają bardzo smutne oczy.

- Są bardzo niezwykłe, zauważył Janek, ale jakby przygaszone. Członek ekipy biolog Jerzy, biorąc pod uwagę spostrzeżenia dzieci, przyjrzał się uważnie ptokozaurom i ujrzał sine plamy na ich skórze. Zastanawiał się, czy taka jest ich uroda, czy przypadkiem nie mają jakiegoś problemu zdrowotnego.

Również tutaj podczas spotkania nawiązała się rozmowa w sposób opisany powyżej. Od przewodników istot ekipa zdobyła cenną wiedzę na temat życia na planecie. Ale, żeby była ona przydatna dla ludzi musi być poszerzona o dalsze badania. Przede wszystkim uzyskano informację o zasobach wody, znajdujących się w górzystym terenie w postaci strumieni, które spływając tworzą spore zbiorniki wodne na kształt jezior na powierzchni. To dało dużą nadzieje, że będzie można budować studnie głębinowe i w ten sposób pozyskiwać ten cenny surowiec.


Na kolejne dni przewidziano patrole okolicy z powietrza. Celem było skanowanie jak największego terenu, by poznać jego strukturę. W tej podróży miały wziąć udział również dzieci. Dla nich to była lekcja geografii, więc każde z nich chciało się starannie przygotować. Leo jako najstarszy wytyczył wstępne zadania.

- Ja chcę robić zdjęcia, pierwszy zareagował Franio, ja również odezwał się Janek.

- A my? – Dopytywały się Mia i Gabrysia.

- Pozostali, włącznie ze mną, będą przy pomocy lornetek wypatrywać co ciekawszych miejsc, zwracając uwagę na różne formy życia.

Śmigłowiec wystartował i grupa dzieci wraz z członkami załogi wzbiła się w powietrze. Okolica, nad którą lecieli wydawała się nie zamieszkana. W głębi lądu napotkano na formy zbliżone wyglądem do ziemskich wulkanów. Wyglądały na znacznie mniejsze, ale również z nich wydobywały się dymy, miejscami z widocznym ogniem. Teren był w znacznej części skalisty poprzedzielany strumieniami zastygłej lawy.

- Nagle odezwała się Gabrysia – widzę, widzę coś zielonego i nie odrywając oczu od lornetki wskazała palcem kierunek. Wszyscy skierowali w tamtą stronę wzrok.

- To wygląda jak zielona oaza na pustyni odezwał się pilot.

Z pobliskiego skalistego masywu widoczna z helikoptera woda, kaskadą spływała w dół, nawadniając teren porośnięty roślinnością zbliżoną do traw, porostów i mchów. Gdzieniegdzie wyrastały formy roślinne wyglądające jak ziemskie krzewy. Teren zielono brunatny zajmował znaczy obszar i wydawało się, przynajmniej z góry, że nadaje się do zamieszkania.

- Tylko drzew nie ma, podsumował Janek.

Członek załogi odwrócił się do siedzących z tyłu dzieci i powiedział:

- Odnotujcie ten fakt, to jest bardzo ważne wydarzenie, widzimy wodę na powierzchni po raz pierwszy od naszego przyjazdu. Wiemy już od ptaktozaurów, że woda występuję pod skałami ale tam jeszcze nie dotarliśmy.

- Już się robi, zawołał Janek i wraz z Franiem zaczęli pstrykać zdjęcia wskazanego terenu.

- Naszą dzisiejszą eskapadę zaliczam do udanych, odezwał się pilot i skierował maszynę w kierunku bazy.

- Podobało się? Spytał.

- Oczywiście, było super, w imieniu wszystkich odparł Leo, dziękujemy.

Czas naglił w najważniejszej sprawie dla wszystkich podróżników. Chodziło o jak najszybsze pozyskanie wody zdatnej, w pierwszej kolejności, do picia a w późniejszej do nawadniania terenów pod zasiew. Już kolejnego dnia odpowiednio skompletowana załoga wyruszyła we wcześniej odkryte miejsce. Tym razem zaplanowano lądowanie i pobranie próbek wody i gleby. Leo i Janek zajęli tylne siedzenia w helikopterze.

- Będę zbierał wszystkie napotkane rośliny i założę zielnik poinformował Leo.

- To jest bardzo dobry pomysł, pochwalił go astrobiolog Ryszard.

Jeszcze na Ziemi Leo bardzo lubił wychodzić na łąkę podglądać owady i rośliny, a biologia to był przedmiot, który go najbardziej interesował.

- To ja ci pomogę, zadeklarował jego młodszy kolega Janek.

- Nie ma sprawy, zgodził się Leo.

- Wypatrujcie nie tylko roślin, ale również wszelkich żywych stworzeń, podpowiedział pilot.

Pilot postawił maszynę na lądzie i wszyscy opuściwszy ją, ciekawie rozejrzeli się dookoła. Teren z góry wyglądający na nieduży okazał się całkiem sporym obszarem.

- Tu mogłaby powstać w przyszłości osada, zauważył jeden z członków załogi.

Nieopodal woda spływając z dużej wysokości zamieniła się w wodospad, który u podnóża góry utworzył zbiornik wodny. Po jego tafli, o dziwo pływało ptactwo.

Leo i Janek podbiegli jak najbliżej się dało.

- Pierwszy raz widzę takie ptaki, z zachwytem stwierdził Janek.

Leo nie tracąc chwili filmował całe wydarzenie. Pozostali uczestnicy wyprawy dołączyli do nich. Widok był niezwykły. Upierzenie ptaków mieniło się kolorami tęczy. Ich czarne dzioby co jakiś czas zanurzały się w wodzie, a głośne grr...nie dawało zapomnieć o ich obecności.

- Czy możemy to miejsce nazwać Krainą Tęczowców, od kolorów ich piór, spytał Janek.

- Pamiętaj tylko, żeby nazwę tą nanieść na mapę przy najbliższych jej opracowaniach i przypominam o naszych zadaniach, odezwał się kierownik wyprawy, Maciej.

Próbki wody i gruntu zostały pobrane, a dzieci z zapałem zebrały materiał roślinny do badań i swoich zbiorów. Wśród nich znalazły się również owoce kilku krzewów. Obserwacja terenu trwała nadal, gdy jeden z członków załogi zauważył kilka zwierzątek przemykających nieopodal. Niby wiewiórki, niby liski, ale jednak inne.

- Według mnie to całkiem nowy gatunek, niespotykany na Ziemi. Na takim terenie może być więcej takich niedużych stworzeń, stwierdził astrobiolog.

- Ciekawy jestem czym one się żywią i gdzie mieszkają i czy można je oswoić?, spytał Janek.

- To będzie przedmiotem naszych kolejnych podglądów, jest jeszcze wiele pytań bez odpowiedzi, ale spokojnie damy radę, odparł pilot, klepiąc przyjaźnie Janka po ramieniu.

Temat wody nie schodził z głowy również pozostałym przybyszom, toteż druga ekspedycja, tego samego dnia, wyruszyła łazikiem w kierunku terenu zamieszkanego przez ptakozaury. Biorąc pod uwagę ich sugestie postanowiono dotrzeć do pokładów wody znajdującej się w skałach, o których mówił ich przedstawiciel Pi.

Dotarcie do nich zajęło sporo czasu. Dzieci, Gabrysia, Mia i Franio z niecierpliwością wyglądały spotkania. Dziewczynki oraz najmłodszy z chłopców lubili trzymać się razem. Ich przyjaźń zaczęła się jeszcze podczas podróży statkiem kosmicznym, a teraz rozkwitła na dobre. Ku uciesze ich rodziców dzieci doskonale się dogadywały mimo trudów jakie przecież wszyscy znosili. Przyzwyczajeni do utartej rutyny na Ziemi zaczynały wszystko od nowa. Dla dzieci jednak te wyzwania były przygodą ich życia i traktowały ją z dziecięcą beztroską.

Pierwszy oficer spoglądał na nich z czułością, podziwiał ich radość, jednocześnie zdając sobie sprawę z brzemienia odpowiedzialności jaka na nim spoczywa.

- Chyba to już tutaj, wyrwał go z zadumy głos Gabrysi.

Ptakozaury wygrzewały się w promieniach gwiazdy Syriusza, wyglądały jakby oczekiwały ich od dawna. W geście powitalnym główny przedstawiciel skłonił się przybyłym. Gabrysia chwyciła swoją mamę za ręką i wraz z pozostałymi ruszyła w ich stronę. Pi zgodnie z obietnicą wskazał kierunek poszukiwań. Droga wiodła najpierw krętym trawersem góry, by następnie zagłębić się w sporej wielkości jaskinię, po czym gwałtownie zaczęła schodzić w dół. Trwało to dość długo, ale wysiłek odpłacił się pięknym widokiem na podziemne jezioro.

- Ja tu widzę jakieś zwierzątka pływające pod wodą, krzyknęła Mia. Również pozostali nie kryli zachwytu nad tym co zobaczyli.

- To na pewno rozwiąże nasz najgłówniejszy problem, odparł geolog i jednocześnie przystąpił do pobrania próbek wody.

Prześwit w skałach umożliwił przenikanie promieni Syriusza, co rozświetliło jezioro i skały kolorami tęczy z przewagą amarantu.

- Skąd tutaj takie kolory?, dopytywał się Franio.

- To światło gwiazdy Syriusza rozprasza się dając taką poświatę, wytłumaczył Pi i uczestnicy wyprawy jak poprzednio usłyszeli jego głos w swojej głowie.

- Czas na odpoczynek, zawyrokował pierwszy oficer.

Każdy jak mógł rozsiadł się wygodnie. Teraz priorytetem stało się zaspokojenie swojego apetytu. Wiktuały wyciągnięte z plecaków miały sprostać temu zadaniu. Ptakozaur Pi oraz jego współbracia towarzyszący w wyprawie odmówili poczęstunku. Nie dlatego, żeby jedzenie było niesmaczne, ale po prostu ich cykl żywieniowy był zupełnie inny. Okazało się, że ptakozaury czerpią energię z promieniowania swojej gwiazdy oraz uzupełniają swoją dietę o wybrane gatunki roślin. Zdolność porozumiewania się na odległość i przekazywania swoich myśli bez wypowiadania słów, wypracowały jako jedyne istoty na tej planecie. Mimo, że ewolucyjnie ich umysły były bardzo rozwinięte ich gatunek był zagrożony wyginięciem. Pierwsze niepokojące objawy pojawiły się u niektórych osobników już dawno temu i według słów Pi występują w coraz częstszych przypadkach. To, co zauważyły dzieci oraz astrobiolog Rysiu, potwierdziły ptakozaury.

- Mamo ty jesteś lekarzem odezwała się Mia, może byś była w stanie coś zadziałać.

- Przywieźliśmy cały arsenał środków leczniczych, mamy swoje laboratorium, dysponujemy urządzeniami diagnostycznymi odezwała się doktor Anna kierując swoje słowa w kierunku Pi. Zrobimy wszystko, by nasza pomoc okazała się skuteczna, dokończyła pani doktor.

- My też chcemy pomóc, odezwała się chętna do działania Gabrysia.

- Czy dla mnie też byłoby jakieś zadanie, spytał Franio.

- Oczywiście, powiedziała pani Anna.

- Nasze ambulatorium już działa, możemy, więc przyjąć pierwszych pacjentów i kierując swoje słowa do ptakozaurów doktor Anna ustaliła szczegóły przedsięwzięcia.


W nowo powstałym siedlisku mieszkaniowym inżynierowie przy pomocy laserowych wierteł i rur zbudowali studnię głębinową. Badania potwierdziły zdatność wody do picia. Grunt nadawał się również pod zasiew. Oczami wyobraźni członkowie załogi już widzieli rozległe łany zbóż.

- Zaczyna się od marzeń, a kończy się ich spełnieniem. Na dziś wieczór zapraszam na uroczystą kolację, odtrąbimy pierwszy sukces, oświadczył kapitan Prian.

- To ja szykuję kolacyjną niespodziankę, dodał kucharz.

Jeszcze na ziemi Gabrysia miała swój ogródek. W zakupionych drewnianych skrzyniach wypełnionych ziemią rosły truskawki, poziomki, borówki, groszek, marchewka i pomidory. Jej tata zamontował to tego automatyczne podlewanie. Zadanie Gabrysi polegało głównie na doglądaniu wzrostu roślin, spulchnianiu ziemi i wyrywaniu chwastów. Plony były obfite i smakowite.

- Czy da się tutaj powielić mój ziemski ogródek, spytała Gabrysia.

- Nie widzę problemu, każde chętne dziecko dostanie swój mały zagonek do uprawy i będzie mogło wybrać nasiona pod zasiew, powiedział biolog Jerzy.

Ostatecznie, Leo i Janek zgłosili się do pracy przy nasadzaniu drzew. Sadzonki już wcześniej były przygotowane przez zespół biologów na statku kosmicznym. Zadbano również o rozsady warzyw, a nawet roślin ozdobnych.

- Pamiętajcie chłopcy, że na efekty waszej pracy będziecie czekać kilkanaście lat, odparł pan Jerzy.

- Tak, wiemy drzewa długo rosną, na przemian odpowiedzieli chłopcy.

Trzeba jak najszybciej uzupełnić zapasy żywności, toteż nasadzenia rozsad warzyw zaplanowano w przygotowanych korytarzach, by chronić je na wypadek niepogody, a siewy zbóż na odkrytych poletkach. Prace nad systemem nawadniana już ruszyły, były oczkiem w głowie głównego inżyniera Macieja.


Furkot skrzydeł skierował spojrzenia osadników w górę i przypomniał o wizycie ptakozaurów. Nadleciało kilka osobników, w tym dwoje młodych wyróżniających się dużo jaśniejszym ubarwieniem. Doktor Anna i Pani psycholog Iza już czekały, a ambulatorium było przygotowane na ich przyjęcie. Tym razem zdziwienie z zaciekawieniem było po stronie ptakozaurów. Z zainteresowaniem spoglądały na teren częściowo już zagospodarowany przez ludzi. Statek kosmiczny i łazik z zamontowanymi urządzeniami do uprawy ziemi z jednoczesnym zasiewem i poruszający się samodzielnie, przykuł ich uwagę. Nie wszystko da się przetłumaczyć na słowa, które by były zrozumiałe dla ptakozaurów. Zakres ich pojęć obejmował bowiem zjawiska, rzeczy i czynności, które występowały tylko na tej planecie i były niezbędne dla ich życia. Cywilizacja na Ziemi, technologia, obyczaje, kultura czy sztuka były poza ich zasięgiem. Różnice te jednak nie przeszkadzały w nawiązaniu przyjaznych relacji.

- Zgłosiliśmy się zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami, poinformował Pi i całe przybyłe towarzystwo w obecności dzieci udało się na przygotowane dla nich oznakowane miejsce przy ambulatorium.

- Nie musicie się niczego obawiać, z troską odezwała się Mia, u nas na Ziemi gdy komuś coś dolega wizyta u lekarza zawsze jest pomocna

- My również postaramy się, żeby tak było, poparła ją doktor Anna i zapraszając do środka, przystąpiła do niezbędnych czynności. Uruchomiła robot diagnostyczny, który zeskanował ciała pacjentów, przeanalizował ich płyny ustrojowe i po piętnastu minutach wynik pojawił się na ekranie monitora.

Czkając na diagnozę i wskazania lecznicze ptakozaur Pi przedstawił swoje potomstwo.

- To jest Goba, samiczka, a to Fiku samczyk, wskazał na znajdujące się blisko niego dużo mniejsze ptakozaury.

Leo nie pozostał dłużny i po kolei, wskazując ręką, wymienił imiona dzieci. Po chwili podeszła doktor Anna.

- Badania tutaj wykonane wskazują, że wasze problemy są wynikiem spadku odporności. W tej sytuacji proponuję poddać się szczepieniom, które uaktywnią wasz układ odpornościowy, przywrócą siły i zniwelują problemy skórne.

- Wobec tego powiadomię swoich współbraci. Dzięki naszym sposobom komunikacji na odległość jesteśmy w stanie zrobić to dzisiaj, odparł Pi.

- Zatem nie ma na co czekać, zaczynamy od jutra, zawyrokowała doktorka.

W ciągu miesiąca pani Anna z pomocą biologów sprawnie przeprowadziła całą akcję szczepień. Ptakozaury z problemami zdrowotnymi przybywały zgodnie z harmonogramem opracowanym wspólnie z Pi. Niezdecydowanym psycholog Iza, używając stosownych argumentów, wytłumaczyła konieczność takiego postępowania. Również dzieci zaangażowały się w to zadanie, kierując nadlatujące osobniki do ambulatorium i wskazując miejsce, w którym mogą odpocząć. Przygotowano także stanowisko z wodą.

Kapitan Prian podziękował zespołowi za duży wkład pracy, a dzieciom obiecał weekend w Krainie Tęczowców z noclegiem. Szerokie uśmiechy na twarzach dzieciaków potwierdziły jak bardzo propozycja ta przypadła im do gustu.


Okres wakacji powiązany z adaptacją do nowych warunków skończył się i dzieci podobnie jak na planecie Ziemi przystąpiły do nauki szkolnej. Niektóre zajęcia zaplanowano przeprowadzać wspólnie, jednak różnica wieku wymusiła podział na dwie grupy. Grono nauczycielskie zostało wyłonione z członków załogi, a program nauczania dostosowano do wieku.

- Ja się bardzo cieszę, że idę do szkoły, powiedziała Gabrysia.

- Ja też, ja też, dodała Mia.

- A wy chłopcy? Zapytał astrolog Lech wyznaczony na wychowawcę grupy, po czym nie czekając na odpowiedz poinformował o rozpoczynających się już następnego dnia zajęciach. Nie było zaskoczenia, bo data rozpoczęcia nauki była podana już wcześniej. Pierwszy dzień szkoły oprócz informacji organizacyjnych zawierał wiedzę, która według astrologa nawet dla tak niedużych dzieci była ważna.

- Lubię wiedzieć na czym stoję i to pozwoliło mi w życiu kierować się nie tylko emocjami ale także rozsądkiem, powiedział o sobie, po czym na dużym ekranie wyświetlił się trójwymiarowy układ gwiezdny Syriusza.

- A teraz pokarzę wam na czym my stoimy.

Wyświetlona planeta Karo, obracając się dookoła własnej osi, krążyła wokół gwiazdy Syriusza po eliptycznej orbicie, a poniżej dla porównania była pokazana Ziemia, wykonująca takie same obroty tylko wokół gwiazdy Słońca.

- Kto powie, w którym jesteśmy miejscu?

Janek podbiegł do ekranu i wskazał palcem planetę Karo.

- Proszę pana, ale Syriusz jest dwa razy większy od ziemskiego słońca.

- Słuszne spostrzeżenie, bardzo dobrze, pochwalił go wychowawca.

- A teraz popatrzcie, to jest sonda kosmiczna, którą wysłaliśmy na orbitę naszej planety Karo. Dzięki niej mamy zdjęcia terenu, a nasi panowie informatycy już opracowali mapy. Teraz już wiemy jak trafić do Krainy Tęczowców bez błądzenia.

- Na dzisiaj kończymy i chciałem przypomnieć o naszym wyjeździe weekendowym.

- Pamiętamy, już nie możemy się doczekać, odparł Leo.

- Do zobaczenia, do jutra, rzucił wesoło wychowawca Leszek.

Tym razem wyjazd nadzorowała pani Izabela, która w szkole będzie prowadziła wychowanie sportowe. Ku radości dzieci odnalazł się ich ulubiony przyjaciel, cyberpies Marlej, który zaginął w zakamarkach magazynów statku kosmicznego. Po włączeniu odpowiedniego przycisku zaczął radośnie podskakiwać, szczekać i merdać ogonkiem. Jego zmysł węchu, dzięki odpowiedniemu oprogramowaniu, dorównuje oryginałowi ziemskiemu i czyni z niego doskonałego tropiciela.

- On nie jest prawdziwy, powiedziała Gabrysia zwracając się w stronę Goby i Fiku.

Kondycja zdrowotna małych ptakozaurów na tyle się poprawiła, że ich tata Pi wyraził zgodę na wzięcie udziału w wycieczce.

- A to nasz pomocnik, robot Pako, też nie jest prawdziwy ale potrafi dużo zrobić, zresztą sami zobaczycie, dodał Leo.

Dwa łaziki ruszyły i ekipa w radosnym nastroju pomknęła w kierunku Krainy Tęczowców. Tutaj Pako okazał się bardzo pomocny i obozowisko szybko było gotowe. Pięć namiotów w tym jeden dla dzieci stanęły nieopodal wodospadu, gdzie utworzone rozlewisko wodne dawało przyjemny chłód. Goba i Fiku znały to miejsce gdyż, razem ze swoimi rodzicami, przylatywały tu pożywiać się ulubionymi roślinami i owocami krzewów. Nauczone przebywania na świeżym powietrzu mogły spać pod gołym niebem. Obecność wody zachęciła ich do skorzystania z uroków kąpieli i po chwili lotem ślizgowym zanurkowały w wodzie.

- Mamo, tato, my też możemy? Spytał Leo i Mia kierując swój błagalny wzrok w kierunku kapitana Priana i psycholog Izabeli.

- To jest nasza wiadomość, niespodzianka, odezwał się hydrolog, woda nie zawiera trujących związków, możemy z niej korzystać do woli.

Przypomniały się dobre czasy na Ziemi i przez chwilę dorośli mieli wrażenie, że powróciły. Nawet ten krótki moment utwierdził ich w przekonaniu, że podjęli dobrą decyzję o wylocie.

- Czy nie wydaje się wam, że jesteśmy na naszej byłej planecie?, odezwała się doktor Anna, po czym chwyciła piłkę i dołączyła do kąpiących się dzieci.

Dopiero propozycja zajęć sportowych pani Izabeli zachęciła, głównie chłopców, do wyjścia z wody. Dziewczynki uznały, że jest na tyle ciekawa, że warto do nich dołączyć. Zdolność do szybkiego poruszania się i nurkowania w wodzie małych ptakozaurów była tak imponująca, że dzieci nie kryły podziwu. Również w biegu na pięćdziesiąt metrów, który sędziowała żona kapitana, Fiku i Goba były szybsze. Dopiero podczas gry w piłkę okazało się, że ich ręce są mniej chwytne. Szczególnie chłopcy, którzy podczas zabaw lubili rywalizować między sobą, poczuli się dowartościowani swoimi umiejętnościami.

- Pokarzę wam, czym lubimy się posilać, przekazał Fiku i razem z siostrą skierowali się w stronę pobliskich krzewów. Na ich łodygach owoce przypominające ziemskie borówki zachęcały do jedzenia. Także dzieci poczuły się głodne, tym bardziej, że niedaleko spostrzegły również inne, smakowicie wyglądające, podobne do poziomek, owoce.

- Mniam, mniam, potwierdziła Goba, klepiąc się po brzuchu.

Stojący za nimi biolog Jerzy przyglądał się tej sytuacji, po czym powiedział.

- To jest druga przygotowana dla was niespodzianka, owoce są jadalne również dla ludzi.

Nie kryjąc radości dzieciaki, ochoczo, zabrały się do jedzenia. W ich stronę skierował się także dwunożny robot Pako, który dzięki swoim, bardzo dobrym, umiejętnościom manualnym szybko uzbierał, całkiem sporej wielkości, pojemniki dla dorosłych uczestników biwaku. Nie zapomniał również o tych pozostałych w bazie.

Wczesnym wieczorem, zatroskany losem swoich potomków, przybył Pi i paru dorosłych osobników. Zaplanowany na tą porę film w formie holografu, o życiu na Ziemi, który wspólnie z innymi obejrzeli, był dla nich niecodziennym przeżyciem, zbliżonym do tego jaki czuli przybysze z Ziemi po wylądowaniu na planecie Karo. W rewanżu Pi zaprosił Kapitana Priana i jego drużynę na zwiedzanie terenów zamieszkałych przez ptakozaury, zapowiadając równie nie małe atrakcje. Zaproszenie zostało przyjęte. U większości ptakozaurów zastosowana szczepionka uodporniająca już zadziałała, odzyskały wigor i zniknęły plamy skórne, o czym nie omieszkał poinformować ich przywódca. Na wzór ziemskich zwyczajów uścisnął rękę pani doktor Annie, w geście podziękowania. Podczas seansu liczne świecące oczy przyglądały się całemu zajściu. Na poznanie kto to był, przyjdzie również czas.

Zbliżał się termin łączności z Ziemią. Pierwsze komunikaty o pomyślnym zakończeniu misji zostały już przekazane w momencie lądowania na planecie Karo. Ze względu na olbrzymią odległość od Ziemi wideo połączenie stało się możliwe w późniejszym okresie. W specjalnie zorganizowanym studiu na Ziemi czekały najbliższe rodziny. Zniecierpliwione oczekiwaniem dzieci poprosiły o pierwszeństwo w spotkaniu. Było o czym opowiadać i dzielić się wrażeniami. Dziadek Tadek, babcia Marianna, podobnie jak inni biorący udział w zebraniu, słuchali wzruszeni. Nie jedna łezka poleciała z oczu. Następna misja była w przygotowaniu. Należało się spodziewać, że za rok, według czasu ziemskiego, przybędą kolejni zasiedleńcy. Kapitan Prian nie krył zadowolenia.

- Zmienimy planetę Karo w krainę „mlekiem i miodem płynącą”, tak jak szczęśliwie kończą się bajki czytane nam w dzieciństwie.


Autorka i ilustratorka

Krystyna Kotanowicz



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz